Negocjacje wisiały na włosku od momentu, kiedy Boris Johnson zapowiedział, że jesli Unia nie ustąpi w sprawie umowy po brexitowej, Londyn zerwie negocjacje.
Wyznaczył też termin do 14 października.
Unia Europejska nie ustąpiła i było wiadomo że to w interesie Wielkiej Brytanii leży, żeby się dogadać.
W relacjach UE – Wielka Brytania, to Wielka Brytania straci na braku umów międzynarodowych.
USA już wcześniej zapowiadały, że jeśli UK nie dogada się z Komisją Europejską, to Stany jej nie pomogą i nie ma szans na szybką umowę pomiędzy tymi oboma krajami.
Boris Johnson liczył na wynegocjowanie umowy podobnej do tej jaka istnieje pomiędzy Unią Europejską a Kanadą.
Jednak negocjatorzy Unii wskazywali, że jest zbyt wielka różnica pomiędzy Kanada a Zjednoczonym Królestwem, aby Johnson mógł coś ugrać w tej kwestii.
Unia zatem czekała na zmianę stanowiska Wielkiej Brytanii ze spokojem.
Boris Johnson z kolei liczył na to, że będzie mógł ogłosić że negocjacje zostały zerwane z winy UE.
Niestety za bardzo się to nie udało, ponieważ negocjatorzy nie weszli z Johnsonem w głębszą polemikę, jedynie utrzymując swoje stanowisko.
Co prawda rzecznik brytyjskiego rządu próbował narzucić narrację, że zerwane negocjacje to wina UE, jednak nawet przychylne rządowi media jej nie podchwyciły.
Tymczasem strona brytyjska dała sygnał, że dobrze by było, gdyby główny negocjator UE Michel Barnier, odwołał swój przyszłotygodniowy przyjazd do Wielkiej Brytanii, jeśli UE nie zmieni swojego stanowiska negocjacyjnego.